Prawo jest na tyle obszernym zagadnieniem, że nikt nie zna się na wszystkim. Również sami prawnicy. Stąd większość ma swoje specjalizacje. Przedsiębiorcy nie mają wyjścia i w tym gąszczu przepisów muszą się jakoś poruszać. Często kierują się przy tym popularnymi błędami. Jeżeli chodzi o wybór nazwy firmy może ich to drogo kosztować. W tym artykule mierzę się najczęstszymi mitami.
Nie wierz we wszystko, co mówią Ci o „patentowaniu” nazwy
1. Nazwę firmy można opatentować.
Patent to prawo wyłączne, ale przeznaczone do ochrony wynalazków. Czyli do innowacji ułatwiającej w jakimś stopniu życie. W tym kontekście nie kwalifikuje się do tego marka firmy. Ta służy do wyróżniania produktów i usług przedsiębiorcy na rynku. Takie oznaczenia można chronić w Urzędzie Patentowym, ale jako znaki towarowe. Czyli marki nie da się opatentować ale istnieje możliwość uzyskania prawa ochronnego.
Zobacz również: https://znakitowarowe-blog.pl/sprawdzic-logo-nie-jest-plagiatem/
2. Założyłem firmę więc urzędnik sprawdził jej nazwę.
Zmartwię Cię, ale nikt za Ciebie nie będzie weryfikował czy są firmy o podobnej nazwie. Urzędnik kompletnie tego nie sprawdza. A to oznacza, że sam fakt, że uzyskałeś wpis do CEIDG czy KRS nie jest gwarancją bezpieczeństwa. Zresztą sam wpisz w wyszukiwarki firm popularne nazwy typu TOMBUD czy ARTBUD. Twoim oczom ukarze się setki wyników. Ma to swoje reperkusje to często takie podmioty walczą ze sobą.
3. Zgłoszenie to niepotrzebny wydatek bo i tak jestem chroniony.
Nazwy firm, które są niezastrzeżone mogą, ale nie muszą podlegać ochronie darmowej. O ile byłeś z taką marką na rynku pierwszy to być może obejmą Cie przepisy ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji. Tyle tylko, że będziesz zmuszony wykazać zasięg działalności. Z drugiej strony te przepisy nie zabezpieczają nazw opisowych więc o ile działasz pod nazwą typu ePapierosy24.pl to zapomnij, że masz na to określenie wyłączność.
Poza tym możesz sam mieć poważne problemy jeżeli konkurencja zastrzeże znak towarowy podobny do Twojego. Oni będą mieli w ręku świadectwo ochronne a ty argumenty, że działałeś wcześniej. Na czas sporu możesz mieć zablokowaną działalność w internecie. Do finalnego wyroku może Cię to wykrwawić.
4. Jestem autorem nazwy więc przysługują mi prawa autorskie.
Świetnie, ale dla sądów pojedynczy wyraz nie mieści się w definicji utworu. Chodzi oto, że w języku polskim jedno słowo może składać się z 1, 2 a nawet 3 literek. Doszlibyśmy do absurdu prawnego gdyby tak drobna jednostka mogła być przez kogoś zawłaszczona. Sądy odmawiają więc ochrony prawono-autorskiej dużo dłuższym określeniom jak PolakPotrafi czy Alibabki. Można więc powiedzieć, że w kontekście praw własności kompletnie nie ma znaczenia kto jest pomysłodawcą.
5. Nie stać mnie na opłaty urzędowe.
To ciekawe ponieważ ludzie generalnie nie wiedzą jakiej wysokości są te opłaty. Przyjęło się, że mogą je udźwignąć tylko duże korporacje. Salon fryzjerski czy sklep z owocami ponoś są poza zasięgiem takiej ochrony. Okazuje się jednak, że w Polsce 10 letnia ochrona to wydatek od 890 zł. Gdyby to podzielić na miesiące to opłata wyniesie mniej niż 10 złotych. Przy samym ZUS-ie, który wynosi ponad 1500 zł wydaje się to nieznaczną kwotą.
Firmy jednak nie rozumieją co taka ochrona miałaby im dać więc odkładają rejestrację na później. Zmieniają zdanie kiedy dochodzi do konfliktu. Nagle każdy chciałby zgłaszać znak towarowy „na wczoraj”. O ile ktoś nas wtedy z takim wnioskiem wyprzedzi możemy na lata ugrzęznąć w sporach.
6. Rejestracja nic nie daje, bo wystarczy zmienić jedną literkę w nazwie.
Popularny jest tzw. mit 30%. Odnosi się on do wielu branż. Ponoć tego typu zmiany w nazwie, grafice logo czy artykule pozwalają obejść zarzut naruszenia prawa. Tyle tylko, że próżno szukać potwierdzenia tej niepisanej zasady w jakiś dokumentach prawnych. Tak się po prostu przyjęło. Ponoć tylko kopia 1:1 to plagiat. Z tym, że i tak znajdą się osoby, które stwierdzą, że o ile napisze się, że nasza podrobiona torebka to replika, to wszystko jest legalne.
W kontekście marek o ile konkurent wejdzie w oznaczenie, które może wprowadzać w błąd to naruszy prawo. Są głośne spory gdzie nawet 50% różnic uznano za naruszenie. Dla bezpieczeństwa lepiej abyś skonsultował swoją sprawę z rzecznikiem patentowym zamiast liczyć, że skoro wg. Ciebie nazwy się różnią, to potwierdzi to sędzia.
7. Uzyskanie ochrony to prościzna. Wystarczy wypełnić wniosek.
W prawie nic nie jest tak proste jak się wydaje. Albo inaczej, sprawy proste to wypadek przy pracy. Oczywiście raz, drugi trzecie wypełnienie wniosku i wniesienie opłat może się udać. Tyle, że ze statystyk UPRP wynika, że prawie 1/3 podań jest odrzucanych. Nazwy albo nie kwalifikują się do ochrony bo są opisowe, albo zgłaszający robią poważne błędy. Np. zapominają opłacić 10 letnią ochronę. Efekt tego jest taki, że w rejestrach możemy znaleźć masę nieaktywnych zgłoszeń.
Jeżeli nie chcesz podzielić ich losu udaj się po pomoc do rzecznika patentowego. Może cię niczym adwokat w sądzie zastępować z wszelkimi formalnościami przed Urzędem Patentowym. Co najważniejsze oceni wcześniej czy masz szansę na rejestrację. A jeżeli zlokalizuje jakieś zagrożenia to poinstruuje Cię jak je obejść.