O aktywności, która wyzwala… myślenie. O sile, walce i determinacji, których źródłem są dzieci. O dzieciach i miłości do nich, odmienianej przez wszystkie przypadki. O „zakładach” z Bogiem, usprawiedliwianiu się i decyzjach, które rzutują na innych, niosąc realną odmianę losu. O potędze, która tkwi w sprawczości. O pomaganiu, które nie może osłabiać. O kinie, w którym można przeżywać. Flexi.pl poleca szczerą rozmowę z Tisą Żawrocką - Kwiatkowską, prywatnie „multimatką”, prezeską Fundacji Gajusz i laureatką Plebiscytu 21 Osób Flexi na XXI wiek, edycji z 2021 roku. Zobacz koniecznie!
Flexi.pl: Jest Pani Laureatką w Plebiscycie 21 Osób Flexi na XXI wiek, który promuje aktywność osób 50+, pokazując nieprzeciętną wartość płynącą z tej aktywności. Czym jest dla Pani aktywność i jak ją Pani definiuje?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Najpierw jest myślenie…
Flexi.pl: Myślenie, od którego wiele się zaczyna?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Bardzo się skupiam, by zacząć od myślenia. Kiedyś mi się zdarzało, że najpierw działałam a potem myślałam i wiele razy się przekonałam, że to nie jest dobra kolejność. Warto to zróżnicować. Np. w kwestii pomagania: ponosiły mnie często emocje i musiałam się nauczyć, że w taki sposób tak naprawdę osłabiam swoich podopiecznych. Bo w niezamierzony sposób daję im poczucie, że beze mnie sobie nie poradzą, że nie mają dostatecznie duży siły i że ja muszę za nich tyle zrobić. I kilka lat zajęło mi nauczenie się tego, że pomaganie jest wielką sztuką i że za dużo pomocy osłabia. W emocjach jest taki odruch, że chce się zrobić więcej niż tak naprawdę dana rodzina potrzebuje.
Flexi.pl: Impulsem do założenia Fundacji Gajusz była choroba Pani synka. Skąd ta determinacja? Jak w tamtym momencie udało się oddzielić emocje od działania?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Patrzyłam, jak stan mojego dziecka się pogarsza. Lekarze przekazywali mi trudne i niestety prawdziwe informacje, że to się może skończyć źle a moje dziecko może umrzeć… Ja byłam w absolutnej rozpaczy, pewna, że to jest coś, czego nie udźwignę. Wymyśliłam sobie, że pójdę do kościoła i złożę obietnicę, że jak Pan Bóg mi pozwoli zatrzymać dziecko, to ja założę fundację. I będę pracowała, i przez jakiś czas nie wezmę za to żadnych pieniędzy. I w pewnym momencie przyszły prawidłowe wyniki badań mojego dziecka. Czyli nie miałam wyjścia – trzeba było założyć fundację, ale w ogóle nie miałam zielonego pojęcia, jak mam to zrobić…
Flexi.pl: I jak przebiegł ten proces w praktyce? Jak wywiązać się z zakładu z Bogiem?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Gdy składałam obietnicę, był marzec czy kwiecień i gdzieś tak koło czerwca zaczęłam się „rozgrzeszać”. Byłam w domu z trójką dzieci. A dostępność do informacji była inna niż dziś, nie wszystko (jak Google, telefony) było pod ręką. Doszłam do wniosku, że za jakiś czas założę fundację. W rzeczywistości nawet nie wiedziałam, za co mam się wziąć. I wtedy Gajusz miał wykonaną regularną kontrolę. Przyszedł wynik, w którym była informacja, że jest 10% granulocytów, czyli o wiele, wiele za mało. Nie tak dramatycznie, jak było kiedyś, ale na pewno ja to odebrałam jak taką żółtą kartkę od Boga.
Flexi.pl: Jednak potraktowała Pani tę sytuację też jako informację, że nie czas się rozgrzeszać, tylko czas zrealizować daną obietnicę?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Dokładnie! Wtedy powiedziałam sobie: „Jadę na wakacje z dziećmi, bo dla dwójki moich dzieci w wieku 4 i 6 lat, to był ciężki rok”. Zaraz po urodzeniu Gajusza zmarł ich ukochany pradziadek, a mój dziadek. Potem doświadczenie choroby, tułanie się przez wiele, wiele miesięcy poza domem. Więc wyjechaliśmy na te wakacje, żeby odpocząć w górach w spokoju. I obiecałam, że wrócę we wrześniu i zrealizuję plan założenia fundacji. Jednak podróż była pełna „przygód”, niespokojna, ponieważ to była ta słynna powódź.
Flexi.pl: Czyli założony spokój nie przyszedł?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Oj nie, ale rzeczywiście wróciłam, poprosiłam zaprzyjaźnionego prawnika o to, żeby „zrobił” mi tę fundację i… zrobił! 20 lutego 1998 r. w Warszawie z sądu odebrałam KRS gotowej Fundacji Gajusz. To były czasy, kiedy było mnóstwo „przekrętów” związanych z fundacjami i bardzo trudno się zakładało fundację. Trzeba było półtora roku nawet do 2 lat. Ale najwyraźniej w Sądzie uwierzono, że nie zamierzam prowadzić jakieś „pokrętnej” działalności gospodarczej pod przykrywką fundacji. I bardzo szybko to poszło. I udało się. Od tamtej pory były już nieustająca aktywność i gimnastyka umysłowa. Bo musiałam się wszystkiego nauczyć. Jestem z zawodu filmoznawcą. Ale mówi się, że „w kinie i medycynie” wszystko jest możliwe, więc tak trochę to wyszło.
Flexi.pl: Ale oprócz nauki, była potrzebna też inspiracja?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Inspiracją byli ludzie. Ja nie mogłam się sama wszystkiego nauczyć i przeczytać tylu książek, bo to było absolutnie niemożliwe. W związku z tym, przy każdym jakimś poważniejszym przedsięwzięciu, nowym projekcie zawsze ktoś pomagał.
Flexi.pl: A dzieci? To one były motorem wszystkich działań?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak to prawda. Pierwszym takim dzieckiem, które wywołało ogromne przerażenie, przy pogarszającym się stanie Gajusza, była Paulina. Paulina umierając, miała 2 lata. Jak ją poznałam, to miała troszeczkę więcej niż półtora roczku. Dziewczynka z białaczką z domu dziecka. I My wszyscy wiemy, tak teoretycznie, że śmierć istnieje. Choroba istnieje, ale dopóki czegoś nie zobaczymy, nie dotkniemy i…
Flexi.pl: Nie doświadczymy tak naprawdę naocznie…
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak, to to się wydaje takie nierealne. A dla mnie ta jej choroba, śmierć, samotność były czymś takim namacalnym. Poza tym wiadomo, że mamy noworodków mają jakieś taki szczególny układ hormonalny, który predysponuje do bycia matką. Zawsze gotową, w alercie, oddaną, mającą siłę nie spać. I to trochę tak było, że te wszystkie zahaczyły o tę Paulinę, której w ogóle nie mogłam pomóc. Dla mnie bezczynność w takiej sytuacji była torturą. A ona po prostu była ciężko chorym dzieckiem, a mój Gajusz nie miał granulocytów, czyli właściwie miał zerową odporność. I jakikolwiek kontakt mój z nią, stanowił zagrożenie dla niego. I naprawdę nie mogłam jej widywać… Mój mąż po odwiedzeniu nas, wchodził też zawsze trochę do niej. Ale to była kropla w morzu potrzeb. Więc to moje przerażenie dotyczące tego, jak będzie wyglądała jego choroba i to, co mówili lekarze, to, co mi nie przechodziło przez gardło, czyli ta ewentualna śmierć, były realne.
Flexi.pl: Dzieci zainspirowały Panią do wielu działań. Pamięta Pani wszystkie historie dzieci? Czy są jakieś szczególne?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Wszystkich to na pewno nie. W pewnym momencie ja się trochę od tego „uczestniczenia osobistego” w tych historiach zaczęłam wycofywać. Dlatego, że mnie to kosztowało o wiele za dużo... Moje dzieci wspominają do dziś, że to nie był to łatwy czas. No bo mi się trudno było zdystansować. Ja na początku umierałam z każdym pacjentem.
Flexi.pl: A jak znalazła Pani w sobie ten dystans?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Ja bym go chyba w sobie nie znalazła. Po prostu rozbiłam kompletnie samochód, jadąc do Warszawy. Niewiele brakowało, a doszłoby do nieszczęścia. To była wyłącznie moja wina: zmęczenie, nieuwaga, stres. I wtedy moja koleżanka z telewizji powiedziała, że trzeba założyć niepubliczny zakład opieki zdrowotnej o profilu psychologicznym. Koleżanka bardzo się zdenerwowała, że ja aż tak popłynęłam. Obiecała, że mi pomoże to wszystko zrobić. Powiedziała, że pójdziemy do dyrektora kasy chorych, żeby nam pomógł. Argumentowała temat, nie tym, że ja sobie nie radzę, tylko tym, że skoro mi jest tak trudno, to jak bardzo muszą sobie nie radzić rodzice, dzieci czy personel medyczny. Finalnie, dyrektor pomógł nam wszystko zorganizować i powstał niepubliczny zakład opieki zdrowotnej i psychologicznej, który funkcjonuje do dzisiaj. Bardzo dobrze zresztą. Zatrudnienie profesjonalistów pozwoliło mi zrozumieć, co się ze mną dzieje
Flexi.pl: I przekierować siły na pewnym etapie w drugą stronę?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak, również w kierunku innych ludzi. Nie jest możliwe próbować być wszędzie i zawsze o każdej porze, odbierać każdy telefon. Po jakiś czasie od założenia tego NZOP-u dotarło do mnie, że oprawiłam w ramkę ogłoszenie wiszące na oddziale onkologicznym, na którym widniał mój nr telefonu. Było tam napisane, że można dzwonić o każdej porze dnia i nocy. I wtedy pomyślałam, że chyba oszalałam!
Flexi.pl: To był ten taki namacalny dowód sytuacji?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak, że jednak nie można być dla swoich dzieci, swojej rodziny i jednocześnie 24h/dobę odbierać telefony. Nie!
Flexi.pl: A co, poza aktywnością zawodową, Panią angażuje? Z wykształcenia jest Pani filmoznawcą. Kino, filmy są ważne?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak! Oglądam po 3 filmy w tygodniu. Zazwyczaj w kinie.
Flexi.pl: Zazwyczaj w kinie? A konkretny gatunek? Czy raczej...?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Nie, raczej dobre! (śmiech).
Flexi.pl: A jak Pani definiuje te „dobre”?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Oryginalne, wyjątkowe, na wysokim poziomie artystycznym, ale też przede wszystkim opowiadające ciekawą historię. Forma nie jest kluczowa. Jednak historia! A jeśli do tego forma jest wspaniała – to cudowanie! Na szczęście jest trochę takich filmów!
Flexi.pl: Są to np. filmy o relacjach? Bo w Pani życiu jest dużo relacji i zastanawiam się czy szuka ich Pani również w kinie?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Ja myślę, że o emocjach, że mi jest też łatwiej, bo ja w pracy jestem bardziej zadaniowa. Moi podopieczni (tak uważam) - nie potrzebują moich wzruszeń, moich łez. Oni potrzebują mojego działania, mojej przytomności umysłu. Natomiast, jeśli oglądam te wszystkie historie, które przeżywam w prawdziwym życiu, to w kinie mogę sobie pozwolić na to, na co nie mogę sobie pozwolić w pracy, np. na przeżywanie.
Flexi.pl: A czy z pracy czerpie Pani satysfakcję?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak! Ogromną, ale właśnie z działania. Ja jestem bardzo celowa i mnie najbardziej cieszy efekt.
Flexi.pl: Czyli zadaniowość jednak powraca. Wyznacza Pani jakieś konkretne cele i je realizuje czy jednak w tego typu pracy pojawiają się dość lawinowo i nie zawsze można je przewidzieć?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak. Za każdym razem pojawiają się trochę inne. Bardzo uważam, żeby nie wpaść w taki rodzaj realizowania jakichś procedur czy standardów. Bo oczywiście, że one na poziomie ogólnym są… Bo się nie da funkcjonować inaczej, ale generalnie staram się traktować każdą sytuację jako absolutnie wyjątkową i indywidulną. Można się bardzo pomylić, jeśli człowiek myśli, że się nauczył. Można wówczas nie zwrócić uwagi na jakiś bardzo ważny szczegół.
Flexi.pl: Chciałam jeszcze spytać o historię Mieszka i hospicja perinatalne…
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: To się wydarzało u nas tak samo, jak w każdym innym obszarze. Jakieś dziecko, a później kolejne dzieci spowodowały, że my postanowiliśmy naprawiać jakiś błąd systemowy, tworzyć coś, czego nie ma, a bardzo tego brakuje. Rodzicom bardzo zależało, żeby to wszystko się odbyło w profesjonalny sposób. Aby ktoś był z nimi w szpitalu, żeby oni mogli to dziecko przywitać, pożegnać, żeby zostały zrobione zdjęcia. Ja znalazłam taki piękny, amerykański 5-minutowy film, właściwie zrobiony ze zdjęć o hospicjum perinatalnym. Wyjaśniono tam pięknie, do czego są potrzebne zdjęcia, dlaczego one są ważne, kto powinien być przy porodzie, kto powinien zaplanować ten poród. Opierałam się na tym króciutkim filmiku. Z koleżanką postanowiłyśmy, że jeżeli już ktoś to zrobił, ma doświadczenie i daje takie proste rady, to trzeba po prostu na razie, dopóki nie mamy swoich doświadczeń, zrobić to wszystko po „amerykańsku”. I tak było, później przy każdym kolejnym porodzie uczyliśmy się nowych rzeczy, musieliśmy się również dostosowywać do tego, jak funkcjonują szpitale. To, że my mamy pewną wiedzę i doświadczenie, to nie oznacza, że w szpitalach możemy działać w sposób przemocowy, zmuszać pracowników do czegoś. Należało dać im pewną porcję wiedzy, wytłumaczyć, dlaczego tak, a nie inaczej. Oprócz przyjmowania kolejnych rodzin pod opiekę, skupiliśmy się też na organizacji szkoleń.
Flexi.pl: Skupiliście Państwo także na edukacji? Jak to przebiegało?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Ci ludzie byli naprawdę zmęczeni i zapracowani, ale oni byli chętni. To wszystko pokrzyżowała nam pandemia. Ja mam wrażenie, że część szpitali bardzo ucieszyła się, że w końcu nie muszą borykać się z tymi wszystkimi ludźmi. Szczególnie w rozpaczy. Nie wiem… Napisałam w pewnym momencie (może wtedy trochę poniosły mnie emocje, a może nie – teraz, jak myślę, to chyba nie), że to jest pandemia, w której przede wszystkim… jest wirus, który zabił ludzi w ludziach…
Flexi.pl: Serce również?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Tak, jest coś niewyobrażalnego, co się w szpitalach z tymi ludźmi zadziewa. To jest wręcz kosmiczne, że wpuszcza się lekarzy, pielęgniarki i oni są ubrani w te wszystkie ubrania ochotny osobistej. Mówi się, że one są tam w miarę skuteczne, a nie można wpuścić ojca, żeby się pożegnał ze swoimi umierającymi dziećmi. My to wiemy na podstawie rozmów z naszymi pacjentkami.
Flexi.pl: A jakie ma Pani plany na przyszłość? O czym Pani marzy, zawodowo i prywatnie?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Prywatnie to nie powiem, żeby nie zapeszać. Natomiast, jeśli chodzi o takie marzenia zawodowe, to założyliśmy dom dziecka: „Moje drzewko pomarańczowe” i bardzo szybko się okazało, że dom dziecka wcale nie jest dla dziecka. Żaden, nawet ten najlepszy, z armią specjalistów, nie zastąpi domu. Dzieci muszą mieć osobę, która będzie tylko dla nich, tą najważniejszą. I dyrektorka zdecydowała się zostać zastępczą matką. Musieliśmy więc szybko wymyślić, jak sprawić, by taka jedna mama zastępcza mogła sobie poradzić z tą sytuacją. Stworzyliśmy więc rodzaj hybrydy: z jednej strony ona jest matką zastępczą dla 7 dzieci. Będzie więc miała na wychowaniu siedmioro dzieci z trudną przeszłością. W Polsce rodzina zastępcza zarabia 3,47 zł na godzinę netto. To jest jakiś ponury żart. Będziemy jednak dokładali drugie tyle, co płaci MOPS, by miała, z czego żyć. Z 7 wychowawców, 3 osoby dostaną wynagrodzenie, pozostając realnym wsparciem dla tego domu dziecka. Dzieci muszą dotrzeć do różnych szkół, na różne terapie, zajęcia. Jedna osoba tego nie zrobi, bo najczęściej to jest w tych samych godzinach. I stworzyliśmy rodzinny dom dziecka, na „normalnych” zasadach, choć wyjątkowych. Czyli jeśli ktoś pracuje na 24/na dobę, to nie może zarabiać 3,47 zł/h tylko takie wynagrodzenie, za które kupi sobie mydło, jedzenie, zapłaci czynsz. Podstawowe rzeczy! Bo to, że my dokładamy drugie tyle, to nie znaczy, że ona będzie bogata… tak? Oprócz tego, ta osoba ma zapewnioną opiekę medyczną, jeśli trzeba, to prywatną. Nie będzie więc czekała na jakieś odległe terminy na NFZ. W ten sposób dzieci mają terapie psychologiczne, hipoterapie, masaże… To świetna metoda uspokajania dzieci. Dzieci chodzą do prywatnej szkoły, przygotowanej do ich wspierania. Poza tym jest też osoba, która współpracuje z rodzinami biologicznymi, bo to jest też ważny temat. Mamy do dyspozycji prawnika, pracownika socjalnego. Jeśli rodzina zastępcza powołana dla takich dzieci ma funkcjonować, to musi mieć wsparcie. Bo jeśli takiego wsparcia nie ma to, to się kończy bardzo często tak, że oddają te dzieci… bardzo często, bardzo za często.
Flexi.pl: Wsparcie jest po prostu bardzo ważne?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Gdyby to się sprawdziło i okazało się, że ten model działa, to być może to byłby taki przyczynek, żeby w Polsce likwidować domy dziecka na rzecz rodziny zastępczej dla dzieci z domu dziecka z określonym wsparciem. Rodzina wiedziałaby wówczas, że jeśli zachoruje albo na jakiś czas wpadnie w jakiś kryzys, to są te 2-3 osoby, które w razie czego przejmą opiekę nad tymi dziećmi.
Flexi.pl: I po prostu zastąpią, pomogą?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Oczywiście, oni mogą z tego nigdy nie skorzystać, ale świadomość, że bez względu na to, co się stanie, nikt mi nie pomoże… jest masakryczna.
Flexi.pl: Mówimy o wsparciu. We Flexi.pl podkreślamy, jesteśmy przestrzenią inspiracji dla ludzi 50+, bywa, że również wykluczonych. Jak znaleźć cel?
Tisa Żawrocka - Kwiatkowska: Polecam stronę: www.rodzinajestdladzieci.pl – wymyśliłam tę nazwę. Tam można się dowiedzieć, jak zostać rodziną zastępczą zawodowo. Naprawdę warto, bo to nadaje życiu ogromy sens! Oczywiście trzeba mieć wokół siebie wsparcie, pomoc specjalistów, ale w dobie online, ktokolwiek tego nie czyta, to w razie czego u nas znajdzie pomoc czy pokierowanie.
Flexi.pl: Bardzo dziękujemy za rozmowę!
Rozmawiała Beata Ryba, marketing manager Flexi.pl