Fot. Julita Ledzinska
Julita Ledzińska wiele lat przepracowała w bankowości. Tuż przed 50-tką zmuszona została do znalezienia nowego pomysłu na siebie. Nieplanowana zmiana stała się początkiem nowej kariery – Julita jest teraz cenioną fotografką. W rozmowie z Olą Laudańską zdradziła, jak przekształcić pasję w źródło dochodu.
Przez wiele lat pracowałaś w korporacji, w sektorze bankowym. Co się stało, że już tam nie pracujesz?
Ponad 20 lat przepracowałam w branży finansowej, z ostatnią firmą związana byłam 10 lat. Byłam zaangażowana, skuteczna. „Dowoziłam”. Rozstanie było dla mnie bardzo bolesne. Wiele miesięcy potrzebowałam na przepracowanie tej straty. Uwielbiałam swoją pracę, klientów. Miałam poczucie robienia wartościowych rzeczy zarówno dla banku, jak i dla klientów…
Miałaś wtedy 48 lat. Jak to jest stracić pracę tuż przed 50-tką? Jakie emocje i myśli Ci towarzyszyły?
Wtedy nie myślałam o tym, że utrata pracy w okolicy 50-tki ma znaczenie. Z firmą rozstałam się finalnie w czerwcu 2018 r. Dałam sobie czas, żeby zastanowić się, co ja chcę robić dalej. Potem próbowałam znaleźć sobie pracę, ale mnie odrzucało od tego. Stwierdziłam: „OK, muszę wypocząć”. Trafiłam na wykłady Marzanny Radziszewskiej. Wykupiłam jeden z modułów online jej Akademii Psychobiologii. Tam padło stwierdzenie, że mamy w życiu czasami coś takiego, co się nazywa „konfliktem kierunku”.
Co to jest?
Nie wiesz, co masz dalej zrobić. Czujesz, że tamten świat za tobą już nie jest twoim światem. Jeśli to on cię wyrzucił, myślisz: „Nie będę się pchała tam, gdzie mnie nie chcą, ale co mam dalej robić?”. Jedna z dziewczyn powiedziała mi, że jest 10 pytań. Odpowiedzenie sobie na nie pomaga ułożyć sobie w głowie, co dalej chcesz robić.
Na pewno wielu osobom jest trudno odkryć, co mogłyby i chciały robić po latach wykonywania jakiejś pracy. Myślę, że będzie rosła potrzeba dostarczania narzędzi, które pomogą w tym.
Ja znalazłam te 10 pytań na stronie Doroty Puzio, oto one:
- Co lubisz robić w wolnym czasie i wokół czego skupia się Twój wolny czas?
- Co mógłbyś robić codziennie, o czym nikt nie musiałby Ci przypominać?
- Do czego nie potrzebujesz motywacji a sam się motywujesz? Na co masz w życiu fokus? W czym można na Tobie polegać?
- W czym jesteś dobry? (Jeśli nie wiesz, zapytaj znajomych – zdziwisz się…)
- Na co świadomie przeznaczasz najwięcej czasu? A jakie rzeczy spychasz na drugi plan?
- Co Ci daje energię? Co Cię nakręca?
- Na co wydajesz pieniądze? (znajdujemy czas na rzeczy dla nas ważne, a mniej ważne odsuwamy w czasie… jak z pieniędzmi… na ważne dla Ciebie rzeczy zawsze je znajdziesz)
- W jakich rzeczach czujesz, że jesteś najbardziej zorganizowany i poukładany?
- O czym najwięcej myślisz/mówisz i marzysz?
- Co Cię inspiruje? Co uskrzydla Twoją duszę?
Źródło: https://dorotapuzio.pl/jak-odnalezc-cel-w-zyciu/
Mnie wyszło, że rzeczy, które uwielbiam robić, to sport i wyjazdy sportowe, na drugim miejscu –zdjęcia. Żyć ze sportu, kiedy masz 48 lat?... No nie.
Pomyślałaś, że starzejesz się i jest za późno?
Nie. I ja dalej tak nie myślę. Widzę, że mam więcej zmarszczek, ale jeśli mnie zapytasz, czy ja się czuję w środku stara, to nie czuję się. OK, kiedy próbuję biegać sprinty, czuję, że one nie są takie, jak kiedyś. Ale przez wiele lat aktywnie uprawiałam sport. Ostatnie lata narciarstwo. Dwa razy w tygodniu chodziłam na treningi – siłowy i ogólnorozwojowy. Przez kilka lat spędzałam w roku ok. 25-30 dni na nartach – tj. około 5-6 wyjazdów 4-6 dniowych. W zeszłym roku pojechałam na rower do Włoch ze znajomymi i wjechałam na jedną z największych przełęczy w Alpach. Z punktu widzenia mojego numeru PESEL nie miałam prawa tam być. Ale przeważyły cztery rzeczy. Po pierwsze nauczyłam się oddychać. W każdej sytuacji stresowej wyregulowanie oddechu jest bardzo ważne. Dwa – zaczęły mnie boleć kolana, więc zmieniłam technikę, zaczęłam jechać „z pięty”. Po trzecie – zachwyt. „Ojej, ja tu jestem!”. Nieważne było, ile jeszcze przejadę, super, że dojechałam aż do tego miejsca. Każdy kolejny metr to kolejny powód do zachwytu. Czwarty element to grupa, z którą byłam. Bardzo wspierająca. Kiedy już wjechałam, pomyślałam: „Ja tu jestem!” Gdybym uwierzyła, że PESEL mnie wyklucza, nie wjechałabym tam.
Czyli, drogą eliminacji, do zmonetyzowania zostały zdjęcia.
Tak. Ja zawsze kochałam głos spustu migawki. W 1996 roku dostałam w prezencie pierwszą lustrzankę. Znajomi wiedzieli, że ja przychodzę na imprezy, spotkania z aparatem, z lampą błyskową, i robię im zdjęcia. Imprezy, wesela, wyjazdy na narty. Zawsze portretowałam ludzi. Kiedyś, tuż przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, pojechałam z koleżanką do Brukseli. Tam, na pchlim targu, zaczarowana egzotycznymi zapachami i kolorami, oczarowana ludźmi, robiłam im zdjęcia. Od samego początku wiedziałam, że najbardziej lubię portret. Przez chwilę był moment, gdzie myślałam, że będę zarabiała robiąc też zdjęcia na eventach. Ale skupiłam się w sesjach wizerunkowych, brandingowych. Zaczęłam szukać, gdzie mogę się nauczyć fotografii studyjnej – bo to zupełnie inny typ fotografii, inne warunki pracy. Co jest niesamowite, dziś w Internecie są wspaniałe zasoby. No i, za co jestem sobie bardzo wdzięczna – znam angielski. Więc mogłam uczyć się od fotografów ze Stanów.
Trafiłaś w potrzebę rynkową z tym typem zdjęć.
Tak, widzę, że fotografia wizerunkowa zaczyna rosnąć na znaczeniu. Potrzebujemy zdjęć do spotkań online – czasami masz gorszy dzień i nie chcesz się pokazywać.
O tak! Wtedy rozmówcy widzą moje zdjęcie z robione przez Ciebie. Teraz wykorzystuję w moich wszystkich kanałach to samo zdjęcie – ono działa jak logo, ułatwia skojarzenie mnie i zapamiętanie.
Tak, zaczęłam interesować się tym, czym jest zapamiętywanie, kodowanie, rekodowanie. Obraz zapamiętujemy szybciej. Zapamiętujemy też to, co jest związane z emocjami. Zapamiętujemy radość lub trudniejsze emocje. Je widać na zdjęciu.
Kim byli Twoi pierwsi klienci?
Na początku proponowałam sesje znajomym. Robiłam je bez opłaty, żebym mogła robić ich coraz więcej. Pierwsza publikacja była wyjściem ze strefy komfortu. Sporo czasu minęło, zanim uwierzyłam, że moje zdjęcia mogą się podobać. To był proces. Ale gdyby nie platforma edukacyjna Sue Bryce, która uczy nie tylko warsztatu, jak wyposażyć pierwsze studio, pozowania, oświetlenia, modelu biznesowego, sprzedaży, marketingu, lecz także poczucia własnej wartości, poczucia, że obraz jest czymś wartościowym, byłoby mi dużo trudniej. Oczywiście cały czas doskonalę się. Ostatnio zgłębiam kolorystykę. Cały czas się doskonalę w komunikacji marketingowej dla moich usług.
Po iluś sesjach stwierdziłam, że potrzebuję już zacząć na tym zarabiać. Ale wycena własnej pracy wiązała się z przełamaniem czegoś w sobie. Zastanawiało mnie, dlaczego pracując dla firm było mi łatwiej podawać cenę, niż teraz wyceniać moją własną pracę. Bez profesjonalnego wsparcia kobiety która przeszła taką drogę, to byłoby naprawdę trudne.
Jakie jeszcze wyzwania napotkałaś uruchamiając własną działalność? To było coś zupełnie nowego po pracy na etacie. Czy coś z poprzedniego życia pomogło Ci?
Poszłam do ZUS sprawdzić, jakie mam ulgi, potem rejestracja działalności, kasa fiskalna, limity podatkowe. Nagle dostajesz tego tyle, że myślisz: „O kurczę, jak ja to zapamiętam???” Ale drobnymi krokami posuwałam się do przodu. To jeden aspekt. Ale jest inny ważniejszy aspekt. W korporacji zajmujesz się jakimś wycinkiem. Ja zajmowałam się sprzedażą, zarządzaniem, wstępnym oszacowaniem ryzyka kredytowego, musiałam umieć wstępnie ocenić atrakcyjność firmy dla banku. Tu jest inna komunikacja, twoim klientem jest osoba fizyczna, nie duża firma. Ta osoba ma określone „parametry”. Musiałam więc, oprócz umiejętności portretowania ludzi, nauczyć się komunikacji z nimi, prowadzenia rozmowy, korzystania z mediów społecznościowych. Sesja zdjęciowa to jeden z fragmentów procesu. Potem masz produkty z nią związane, które możesz oferować. Więc musisz poznać produkty. Wiedzieć, jak je sprzedać. Wykonuję sesje kobiece, biznesowe, rodzinne, sensualne. Inaczej robi się zdjęcie dla członka zarządu, inaczej dla osoby kreatywnej. Inaczej dla handlowca w branży medycznej, a inaczej dla prawnika. Ja chcę, żeby moja fotografia danej osobie pomogła. Z taką intencją pracuję. Zastanawiam się przed sesją, czego chcę dla siebie, dla klienta, i czego chcę od sytuacji. Dla siebie chcę, żeby każda sesja mnie rozwijała i była inna. Dlatego najchętniej przed sesją spotykam się z klientem lub rozmawiam przez telefon. Chcę zrozumieć jej/ jego potrzeby. Na przykład, gdzie zdjęcia będą używane, co mają komunikować. Następnie, wspólnie z klientem, planuję stylizacje. Chcę, żeby każda sesja była dobrze zorganizowana i przebiegała w dobrej atmosferze. Dla osoby portretowanej chcę, żeby te zdjęcia jej pomogły w czymś dla niej ważnym, żeby ją wspierały, dawały dobrą energię, żeby to była dobra inwestycja. Bez względu na to, z jakim robi to przesłaniem: dla biznesu czy prywatnie – dla siebie.
Kobiety robią sobie często taki prezent w postaci sesji w różnych ważnych etapach życia.
Często mówią: „Muszę zrobić coś innego”. Pytam więc, co ta sesja ma ci dać, w czym ci pomóc. I tu się przydaje dużo rzeczy, których nauczyłam się w korporacji. Mam umiejętność zadawania pytań – innym i sobie. Warto upewnić się, dopytać. Ważne jest, żeby klientka była zadowolona.
Lubisz mieć poczucie misji. W korporacji też chciałaś robić coś pożytecznego, pomagać firmom rozwijać się.
Tak, zawsze coś musi stać za tym, co robię. Na pytanie, jaką robię fotografię, opowiadam: użyteczną. Może to jest tak, że ja potrzebowałam odejść z korporacji, żeby doświadczyć działania twórczego? Ale gdybym nie pielęgnowała pasji, nie wiedziałabym, co robić. Ważne jest, żeby mieć pasję, odskocznię, żeby nie zamykać się w tym świecie korporacyjnym, nie ograniczać się do spraw firmy i znajomych z firmy.
Jak coś się zawali, to zostaje Ci pasja. Każdy powinien mieć plan B?
Zastanawiam się czy, to powinna być kwestia planu B. Ja nie miałam planu B. Czy to dobrze, czy źle? Jeśli masz z tyłu głowy, że musisz mieć plan B, to nie ufasz. Jak nie ufasz, to nie jesteś w stanie w pełni się zaangażować.
Może trzeba przyjmować po prostu, co życie przynosi. Często jest tak, że taka zmiana nie jest bez powodu, że ten kop, cios, bolesny w tym momencie, jest potrzebny i niesie coś dobrego. Często obserwowałam to u znajomych, którzy ugrzęźli w jednym miejscu. Zwolnienie okazywało się – po czasie – szczęśliwym zrządzeniem losu. Ja takie sytuacje, gdy coś się wali, odbieram jako zaburzenie rzeczywistości, które ma wprowadzić mnie na nowy, właściwszy tor. Te przejścia na nowy tor są jak nagłe szarpnięcie. Na początku szok, ale potem nabierasz płynności w zmierzaniu w nowym kierunku, masz nowe widoki, poznajesz nowych ludzi.
Zgadzam się. Jeszcze w poprzedniej firmie realizowałam jeden z ważniejszych projektów organizacyjno-sprzedażowych w moim życiu. Kosztował mnie bardzo dużo pracy i stresu. Nie mogłam spać. Po nocach oglądałam mecze siatkówki. Weszłam w to kompletnie. Zaczęłam się bardzo interesować siatkówką. Fascynowało mnie, jak Lozano wprowadził po latach posuchy męską reprezentację do światowej czołówki. Czytałam wtedy wszystko, co dotyczyło siatkówki i tej drużyny. Wkręciłam też zespół, z którym pracowałam: „Zagrywka, przyjęcie, rozegranie, atak. U nas będzie tak samo: spotkanie z klientem, oferta dla klienta, przygotowanie raportu kredytowego, komitet kredytowy”. Wdrożyliśmy to i nasz wynik kwartał do kwartału wzrósł o ponad 20%. A mój prywatny „efekt” był taki, że w 2014 roku widziałam na żywo 7 z 13 meczy polskiej reprezentacji w trakcie Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Mężczyzn. A mecz finałowy w katowickim Spodku był spełnieniem moich kibicowskich marzeń. ?
Wcześniej pracowałaś głównie z mężczyznami, teraz z kobietami. Skąd pomysł na projekt „50 po 50-tce”?
Tak, często pracowałam w zespołach gdzie kobiet na stanowiskach menedżerskich było około 20-30 procent. Teraz wśród moich klientów dominują kobiety. Chociaż z mężczyznami też bardzo chętnie współpracuję. Zaskakujące jest dla mnie, że mężczyźni też przed obiektywem często odczuwają dyskomfort i potrzebują tak samo jak kobiety odpowiedniego prowadzenia przed obiektywem. Też się stresują. Na ruszenie z projektem złożyło się kilka rzeczy: niezgoda na społeczną percepcję i traktowanie osób 50+ jako osób, które są niewidzialne…
Ale to wynika z Twoich doświadczeń, czy słyszysz o tym od innych?
Był taki moment, po pół roku od rejestracji działalności, kiedy pomyślałam, że wrócę do korporacji, a fotografię będę rozwijać równolegle, choć mniej intensywnie. Zapisałam się na akademię rekrutacji, skonsultowałam się ze znajomymi pracującymi w HR i… okazało się, że w wieku 50 lat jestem niewidzialna.
Kobiety mówią mi, że wysyłają setki CV, ale czują, że nie dostają odpowiedzi ze względu na wiek.
Ja też wysłałam ich sporo, i też nie dostawałam odpowiedzi. Czasami znajoma proponowała, żeby się spotkać, ale potem okazywało się, że wzięli kogoś młodszego. Jedna z firm zaproponowała mi digital interview – czytasz pytania na ekranie i odpowiadasz na nie, a po drugiej stronie nie ma człowieka. Napisałam wtedy, że jestem otwarta na nowe rozwiązania, ale moja otwartość ma limit. Rozumiem, że procesy rekrutacyjne muszą byś usprawnione, ale bez przesady. Nie byłam w stanie przez to przejść. Myślałam wtedy, że ja coś robię nie tak. Winy szukałam w sobie. Że może to kwestia niewłaściwego zaprezentowania się. To zbiegło się w czasie z realizacją komercyjnie atrakcyjnego projektu. Potem zaczęły się odzywać osoby, które gdzieś widziały moje zdjęcia. Zaczęłam realizować coraz więcej dobrych zleceń, i to zaczęło wyglądać finansowo komfortowo, więc stwierdziłam, że skoro to tak wygląda, to ja nie będę wracać do korpo. I wtedy przyszedł COVID (śmiech). Ale nie załamałam się, wykorzystałam ten czas, zrobiłam dużo kursów fotograficznych, zmodyfikowałam swoją stronę internetową. Korzystanie z doświadczeń osób, które mają sukcesy, jest absolutnie bezcenne. Wracając do projektu: inspiracja przyszła z platformy edukacyjnej Sue Bryce dla profesjonalnych fotografów. W Stanach, w Europie wiele fotografek to robi. I ja na początku chciałam zrobić „40 po 40-tce”. No, ale ja jestem po 50-tce. Chcę być autentyczna. I wtedy zaczął do mnie przychodzić aspekt tego, jak ja się poczułam szukając pracy. Plus zaczęłam więcej czytać o kobietach w okolicy 50-tki, o tym, jak po odejściu z pracy jest im trudno znaleźć nową. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie w działach HR nie zatrudniają ludzi koło 50-tki? Myślę, że to może wynikać z ich percepcji. To są najczęściej osoby koło 30-tki, kobiety. One mają swoich rodziców, którzy są różni: mogą być sprawni, dostosowujący się do zmieniającego się świata, i tacy, którzy się wycofują. I jeśli rodzice są wycofani, to ta osoba ma taki obraz całej generacji. Jeśli mama nie potrafi korzystać z komputera, to ona myśli, że jak przyjdzie do firmy ktoś po 50-tce to również nie będzie obsługiwać.
A starszych znajomych, żeby to zweryfikować, na ogół nie mamy.
Często masz, jeśli robisz coś po pracy, spotykasz starszych ludzi w grupach o wspólnych zainteresowaniach. Ale jeśli nie masz takiej odskoczni, to żyjesz w bańce. Zaczęłam zastanawiać się, jak zmienić ich percepcję. Tylko w jeden sposób – pokazywać, że jest inaczej. Mój projekt temu służy. Z drugiej strony trzeba pokazywać kobietom w moim wieku, że zmiana jest możliwa. Chcę też przekonać kobiety, żeby pracując w korporacjach, mówiły o tym, co robią. Powinny mówić, jak ważne jest to, co robią, jak dobre są w tym, co robią. To jest ważne, żeby tę fantastyczną robotę, którą kobiety robią w korporacjach, pokazywać. W interesie firmy jest to, żeby pracownicy budowali swoją markę osobistą.
Świat się zmienia, trzeba modyfikować strategie i plany działania. Rynek będzie się zmieniał – nie wiemy, co się stanie. Nie wiemy, jakie zawody przestaną być potrzebne, jakie nowe zawody pojawią się. Pracodawcy nie mogą zagwarantować nam pracy do emerytury, bo dziś nikt im nie może nic zagwarantować, co pokazała pandemia.
Zapraszamy do ogłoszenia Julity Ledzińskiej w Bazie specjalistów - Przejdź do ogłoszenia