Źródło: archiwum prywatne dr. Zofii Zaorskiej.
O definicji siostrzeństwa, wartości różnorodności i potencjale inności, a także o budowaniu relacji rozmawiamy z dr. Zofią Zaorską, gerontologiem, pedagogiem, koordynatorką projektów, których celem jest integracja pokoleń w twórczej atmosferze. Pytając m.in. o to, w jaki sposób (oraz czy jest to konieczne) „dodać życia do lat”, zastanawiamy się nad terapeutyczną mocą tańca, relacjami, które budują, umacniają i tworzą sens. Co daje czytanie biografii? Jak odrywając świat, odkrywać siebie? I dlaczego warto ze słownika osoby dojrzałej wyeliminować frazę: „To już nie dla mnie”. Jak to zrobić? Zobacz w wywiadzie. A jeśli chcesz podzielić się opinią, napisz do nas. Dr Zofia Zaorska jest otwarta na Państwa kontakt i dzielenie się refleksją. Zainspiruj się!
Flexi.: Czy trzeba „dodać życia do lat”? Jak wzmacniać relacje?
Dr Zofia Zaorska: Trzeba też zwrócić uwagę, że do przeżycia mamy coraz więcej lat. Długość życia będzie się wydłużała i po raz pierwszy w świecie stajemy przed sytuacją, że możemy żyć dłużej. W tej chwili ludzie żyją przeciętnie prawie 80 lat, więc to relatywnie długi wiek. W Japonii wynosi nawet 85 lat! A skoro żyjemy już 60 lat, a jesteśmy mocni do 70, wykorzystajmy ten podarunek w postaci 10 lat. Trzeba go sensownie zagospodarować, aby człowiek mógł się cieszyć darem, nie narzekając. Musimy więc stworzyć nową koncepcję życia, zwłaszcza że emerytura dla kobiet zaczyna się po sześćdziesiątce, więc biorąc pod uwagę nawet 80 lat życia, to pozostaje jeszcze 20 lat do wykorzystania. Tak mówi statystyka, tymczasem obecnie ludzie dożywają często do dziewięćdziesiątki. Zatem te około 30 lat życia należy urządzić w taki sposób, aby było aktywne, ciekawe, sensowne. I trzeba na to szukać sposobów. Jak dotąd ich nie znamy dokładnie i musimy je wypracować indywidualnie. Wiemy sporo, jak pracować z dziećmi, jak uczyć ludzi pracy zawodowej, natomiast nie bardzo wiemy, co mamy robić po przejściu na emeryturę. Szukamy rozwiązań i dzieje się tak w całym świecie, choć w Polsce wciąż mało jest aktywności w tej dziedzinie. Zdajemy się na naturę, tymczasem brakuje systemowych rozwiązań oraz pogłębionych analiz, obudowanych badaniami. Należy dość wcześnie podpowiadać ludziom, jak mogą wykorzystać czas, wskazując na przykłady dobrych praktyk w tym zakresie.
Moje szczęście polegało na tym, że w okresie aktywności zawodowej, kiedy jeździłam do Austrii i do Niemiec, poznałam różne sposoby projektowania czasu dla trzeciego i czwartego wieku. Zachwyciło mnie, gdy z moją koleżanką w Austrii odwiedziłam panią, która była w przededniu świętowania 80. urodzin, na drzwiach jej mieszkania wisiała złota osiemdziesiątka. Był to sygnał dla wszystkich sąsiadów, że właścicielka celebruje 80. urodziny. Tymczasem u nas dopiero pojawiają się kartki z życzeniami na 70. urodziny. Na 80., 90. nie widziałam.
Trzeba poszukać sensu, sposobu na życie dające satysfakcję. W tym obszarze wkraczamy w temat kontaktów we własnej grupie pokoleniowej. Jest to grupa, która w godzinach przedpołudniowych nie pracuje, czyli ma czas do swojej dyspozycji. Może wyjść do miasta, spotykać się, jednak nie z młodzieżą i studentami, którzy wówczas mają zajęcia. Co za tym idzie, kontakty wielopokoleniowe ze względu na te różnice w czasie i możliwości, są utrudnione. Np. po godz. 19, kiedy spotykają się młodzi, starsi robią to już niechętnie.
Pozostają zatem spotkania w grupach rówieśniczych, choć pomiędzy 60. a 80. jest 20 lat różnicy. Chodzi jednak o to, aby grupy miały plan i nie koncentrowały się jedynie na rozrywce (np. Kluby Seniora w pewnym momencie skupiły się na świętowaniu imienin, spotkaniach towarzyskich, zabawie, wycieczkach). Tymczasem moje ambicje animatora zawsze szły w kierunku integracji grupy, czyli pogłębienia kontaktów, prowadzenia rozmów o tym, co przeżywamy, co jest dla nas trudne, co nas cieszy. A także na znajdowaniu nowych sposobów na tworzenie radości życia.
Pomaga w tym sensowne wspólne działanie na rzecz czegoś nowego, rozwijającego i pożytecznego, które służy także wypełnieniu czasu w domu (nie tylko spożytkowanego na gotowanie, opiekę nad wnukami itp.)
To właśnie jest „dodawanie życia do lat”.
Flexi.pl: Dzień Kobiet, który można traktować (poza pretekstem do celebracji kobiecości) jako rodzaj alertu, że wciąż w tematyce aktywizacji zawodowej, równouprawnienia kobiet, mimo zmian, jest sporo do poprawy. Jak definiować „siostrzeństwo” kobiet, także po zakończeniu pracy zawodowej?
Dr Zofia Zaorska: To wielka szansa (jeśli ją dostrzeżemy) i po przejściu na emeryturę inne kobiety znajdujące się podobnej sytuacji, mogą być dla siebie towarzyszkami. W określeniu: „siostrzeństwo” jest coś życzliwego, coś, co bardzo mi się podoba. Gdy traktujemy się jak siostry, jesteśmy sobą życzliwie zainteresowane. Przy czym nie jest wcale łatwo wejść do grupy i się z nią zaprzyjaźnić. Budowanie relacji trwa całe życie. Ale jest ważne, żeby po prostu z jednej strony była taka możliwość, czyli dostępność ofert tego rodzaju spotkań. Z drugiej strony, istotne, aby prowadzący wiedział, jak budować relacje. Jest przecież wiele propozycji, na przykład w bibliotekach, domach kultury zaprasza się osoby dojrzałe, ale program jest tak skonstruowany, że czasem nie mogą nawet zabrać głosu, mimo że oczywiście nagradzają aplauzem całe wydarzenie. Uważam więc, że warto stworzyć przestrzeń do zadawania pytań i poszukiwania odpowiedzi. A kobiety mogą mieć ze sobą różne więzi, jeśli się o to postarają, np. odnowią dawne kontakty. Parę dni temu zadzwoniła do mnie koleżanka, z którą pracowałam 40 lat temu i po prostu jej się przyśniłam. Umówiłyśmy się na spotkanie, a przecież temat do rozmowy już miałyśmy. Można powrócić do czasu, kiedy razem pracowałyśmy, bawiłyśmy się, jeździłyśmy na wycieczki. Dalej relacja zależy od tego, czy znajdziemy coś, co nas łączy. W tym miejscu muszę wspomnieć o Klubie Odkrywców Świata, która składa się z członkiń-kobiet (niestety z mężczyznami jest duży problem, żeby oni się zdecydowali wejść do grupy kobiet, chyba mają blokady lub się im nie chce). Można powiedzieć, że kobiety odzyskują głos. Całe życie tego potrzebowały, a były blokowane. Teraz np. mężczyźni się dziwią, że jednak nie bardzo dopuszczali kobiety do głosu. Sami podejmowali decyzje, rozwiązywali problemy. Dziś kobiety w niedużych grupach rozmawiają, dzielą się przeżyciami. Oczywiście, chciałabym, żeby mężczyźni się włączyli. Jednak to nie jest łatwe. Np. w prowadzonym przeze mnie Uniwersytecie Trzeciego Wieku była niewielka reprezentacja męska, a do Szkoły SuperBabci i SuperDziadka uczęszczał przez rok jeden pan. Wracając do siostrzanych kontaktów, celem Klubu Odkrywców Świata jest ćwiczenie pamięci i integracja w grupie ( a odkrywanie świata przy okazji). Miło jest się spotkać. Formuła spotkania dotyczy rozmów o poszczególnych krajach. Ważne bowiem, by mieć temat, mieć cenną bazę do wymiany ciekawych informacji.
Szukając informacji o danym miejscu, mogę chętnie potem podzielić się tym, czego się dowiedziałam. Aktualnie „wędrujemy” po Japonii, skończyliśmy „zwiedzać” Indie. Odkrywając, systematyzujemy też wiedzę. Uświadomiłam sobie dzięki temu, że jest bardzo wiele takich tematów, które porusza się tylko w szkole, a potem odchodzą w niepamięć. Studiowałam geografię, więc trochę więcej czasu poświęciłam temu kiedyś, ale przeciętnie ta wiedza nie jest duża. Odkrywanie świata (geografii, historii strojów, folkloru, kuchni itp.) wymaga trochę pracy indywidualnej, korzystania z książek i Internetu.
Myślę, że dzięki tej metodzie można omówić problemy z różnych dziedzin wiedzy. Marzę o tym, żeby kiedyś powstała taka biologiczno-przyrodnicza grupa, bo lubię odkrywać życie roślin i zwierząt.
Na razie postawiłam na geografię. Jednak każde spotkanie zaczyna się od integracji. Przez kilka zajęć uczymy się swoich imion, a potem dowiadujemy się, co nas różni i charakteryzuje. Sądzę, że grupy siostrzane potrzebują tego rodzaju metodyki, a więc tworzenia okazji do rozmów i czasu na stopniowe poznawanie. W przypadku młodzieży jest inaczej. Młodzież równie szybko zawiązuje relacje, jak je kończy. W wieku dojrzałym więź nawiązuje się powoli, ale jest ona trwała, nie chce się jej potem rozwiązywać, przerywać. W Szkole SuperBabci, którą prowadziłam przez 10 lat (teraz ma już 15 lat), są wciąż osoby, które były z nami od samego początku. I na hasło: „Musimy zakończyć działalność”, protestują. I choć zabrali nam lokal, to się nie poddajemy. Wiem, że kiedy się nawiąże więź, nie chce się z niej rezygnować. To właśnie wypływa z siostrzanej relacji. Podczas spotkań likwidujemy chęć mówienia o tym, co mi dolega, dbając o jakość rozmów. Ważne, by do utrwalania wiedzy wykorzystywać różne metody, o których powstają liczne podręczniki. Animator musi je znać i proponować.
Flexi.pl: Spytam teraz o taniec, który nie pyta o wiek. Integruje pokolenia. Motywując mózg do wysiłku, ćwiczy pamięć. W rękach dr Zofii Zaorskiej był narzędziem warsztatowym dla Pokolenia Flexi. Jak to się zaczęło?
Dr Zofia Zaorska: Ta wiedza nie jest udziałem dojrzałych kobiet w Polsce. Musimy o to zadbać. W tym obszarze na spotkaniach na początku obserwuję dystans. Tańce trzeba dobierać stopniowo (od łatwiejszych do trudniejszych, od spokojniejszych do energicznych). Prowadziłam przez 13 lat grupę 20-30-osobową. Był to efekt mojego pobytu w Austrii i Niemczech, a stowarzyszenie, które tam działało, wydawało płyty, organizowało kursy, wspomagając liderów. Nie myślałam wcale, że będę uczyć tańczyć, to było poza moją wyobraźnią. I jedynie przypadek sprawił, że będąc w Austrii, chodziłam na takie zajęcia. Tam spotkałam panią (miała kontakty z Polską), która namówiła mnie, abym spróbowała. Fantastycznie angażowała kobiety, mając funkcję animatora, jeździła po rozmaitych klubach. Miała swój magnetofon, przychodziła, robiła 2 godziny zajęć. W ten sposób zarabiała, czasami zarabiała oficjalnie, czasami dziewczyny same zorganizowały zbiórkę, tj. stawiały koszyk i ludzie wrzucali pieniądze ( co było tam dozwolone).
Innym razem byłam na wczasach z koleżanką, wśród kobiet z Austrii, które pochodziły z różnych regionów i mówiły takim dialektem, że w ogóle ich nie rozumiałam. Świetnie się z nimi czułam, a taniec był obecny w ciągu całego dnia (przedpołudnie, wieczorem znowu taniec nawet po wycieczkach popołudniowych). Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że warto nauczyć się tego rodzaju tańca w grupie. Pojechałam na kurs do Austrii, który był prowadzony przez Niemki ze stowarzyszenia Tańce dla Seniorów w Bremie. Kurs składał się z kilku etapów. Po pierwszym trzeba było już przeprowadzić zajęcia, stworzyć grupę. Musiałam to zrobić, co sprawiło, że się odważyłam. Na zakończenie kursu musiałam przedstawić swój projekt i poprowadzić taniec. Nie można było się pomylić (inaczej nie zaliczyłoby się egzaminu). Zdałam i jestem dumna z tego certyfikatu. Potem zaczęłam prowadzić systematyczne zajęcia w Lublinie. Miałam łatwiej, bo mogłam korzystać z zasobów KLANZY (Klubu Animatora Zabawy, a potem stowarzyszenia PSPiA KLANZA). Po 13 latach namówiłam i przygotowałam kolegów, którzy prowadzą nadal podobne spotkania. Tłumaczyłam wówczas, że owszem, trzeba okiełznać kroki, grupę, ale to fantastyczna przygoda. W zakresie metodyki najpierw uczy się jedną osobę, grupa się przygląda, potem dopiero są próby z muzyką. Można odkrywać różne style muzyczne, można dzięki temu poznawać kultury różnych narodowości. Niemcy np. potrafią tańczyć w dużych grupach, na wielkiej sali i wszyscy potrafią zatańczyć tak samo. Podkreślają, jak ważna jest rola jednolitego wzorca. Potem można coś dostosować, w zależności od sprawności grupy. Jednak autor tańca tak to opracował, aby trzymać się wzorca, który ma konkretny cel. Taniec daje ogromną radość, takie grupy są bardzo potrzebne i marzę, aby ta dziedzina rozwinęła się w Polsce.
Pamiętam, gdy na zajęcia przychodziły panie, podpierając się laseczkami, a jak wychodziły, zapominały o nich.
Flexi.pl: Komunikacja marek, jak i popkultura, zmienia obraz Babci i Dziadka, utożsamiany jedynie z siwymi włosami. Coraz częściej jest promowane podejście pro-aging. Lubelska Szkoła SuperBabci i SuperDziadka to pokazała?
Dr Zofia Zaorska: Myślę, że tak. Wtedy, kiedy przez 10 lat prowadziłam tę szkołę (a był taki moment, że działały w 10 miastach, dzisiaj w 3-4), to Szkoła po pierwsze pokazała, że babcia dla małych wnuków, czyli takich przedszkolnych i wczesnoszkolnych, może być osobą wspierającą wychowanie. I jeśli jest świadoma, to nie tylko się opiekuje. Nie tylko ubiera, karmi i chodzi na spacerek, ale również coś proponuje. To ważne (notabene, to wszystko wytrenowałam na swoich wnukach i powstała książka o Szkole SuperBabć, która opowiada, jak być SuperBabcią i jak poprowadzić ciekawe zajęcia). Z moimi wnukami czas spędzaliśmy aktywnie, a ja angażowałam je w różne inicjatywy. Miałam pomysł na nasz dzień (oczywiście było to dawniej, gdy np. mieszaliśmy farby, a dziś zapraszamy się np. do restauracji hinduskiej, gdzie spędzamy czas, rozmawiamy). Jednak ważne jest, aby mieć pomysł oraz, aby wspierać więź międzypokoleniową poprzez konkretne propozycje. Dlatego uważam, że Szkoła SuperBabci spełniła swoją rolę. Ogólnie jednak jest wiele możliwości i warto je wykorzystać.
Flexi.pl: Co wpływa na podejmowanie aktywności? Na bazie doświadczeń założycielki PSPiA KLANZA, obecnie Prezeski Honorowej, trenerki i superwizora tego Stowarzyszenia, pracownika naukowego, koordynatorki projektów edukacyjnych i wielu innych zadań, których podejmuje się dr Zofia Zaorska?
Dr Zofia Zaorska: Myślę, że cechy osobowe są ważne. W połączeniu z odpowiednim środowiskiem mogą być bardziej wykorzystane. Do Uniwersytetu Trzeciego Wieku czy do Klubu Odkrywców bardzo chętnie przychodzą osoby starsze z kimś znajomym, albo i z rodzoną siostrą. ( Mam takie 3 pary w KLUBIE OŚ). Czasem sprawdzają, testują, dopiero podejmują decyzję o obecności na zajęciach. Dobrze jest mieć w otoczeniu osobę, która ma podobne zainteresowania i z nią podejmować aktywności. Ale trzeba wiedzieć, gdzie pójść. I choć oferta się poszerza, to pojęcia nie mam, jak to się dzieje w małych miejscowościach, gdzie przecież są mniejsze możliwości. Placówki kulturalne biorą pod uwagę przede wszystkim dzieci (im, notabene, wszystko się podoba, starszym niekoniecznie i jeszcze się tym podzielą — śmiech). Mam takie doświadczenie z biblioteki, gdzie organizowane są różnorakie spotkania literackie i jedna z babć zapytała panią o polecenie książek dla nastolatek na zbliżające się imieniny, urodziny, aby móc kupić je wnukom. Ale bibliotekarka zgrabnie się z tego wycofała. W odpowiedzi dodając, że oferta dla dzieci jest łatwiejsza do zgromadzenia niż dla nastolatków. Z pewnością środowisko ma znaczenie i może ono tłumić chęć do aktywności albo ją rozwijać.
Liczą się też ukryte, niezrealizowane zainteresowania, tymczasem ludzie nie mogą sobie przypomnieć nawet, co ich interesowało w młodości (praca, dzieci, dom — ale czy np. nie chodziłam/chodziłem do kina? Czym się interesowałam?). A dziś czekają na nich różne pokusy, np. Internet może uzależnić także osoby dojrzałe, jak te młodsze. A jakość docierających do nas przekazów jest istotna.
Podzielę się taką historią. Kiedyś odgrywaliśmy scenki mieszane (pani z panem), a zadanie polegało na tym, aby zagrać, jak kiedyś w młodości pan namawiał panią na wycieczkę, na wspólne spędzanie czasu. A w kolejnym kroku w wieku emerytalnym pani namawia pana. Popłakaliśmy ze śmiechu, bo to było dowcipne. I widać było też te różnice: mężczyzna staje się domatorem, który ogląda politykę w trzech różnych programach TV, majsterkuje, mówiąc do kobiety: „Gdzie ty latasz?”. Tymczasem w kobietach jest potrzeba bycia wśród ludzi, realizacji pasji. Dlatego ważne jest, jak reaguje środowisko i jakie się wcześniej miało zainteresowania.
Niebawem będę się przygotowywała do czwartego wieku. I tak sobie myślę, jak to zrobić, żeby nie używać zdania: „To już nie dla mnie”. A niestety, zaczyna się ono pojawiać w moim słowniku. Kusi mnie, by coś wytłumaczyć, usprawiedliwić. Jednak wszystko będzie zależało od chęci , bo nawet mając propozycje, nie skorzysta się z nich, jeśli nie zmieni się nastawienia.
Flexi.pl: Jak sprawić, aby grupa stała się źródłem indywidualnej i zbiorowej kreatywności – zwłaszcza grupa dojrzałych kobiet?
Dr Zofia Zaorska: Ważne, aby dawać możliwość, nie podsuwać gotowych rozwiązań. Np. w kontekście grupy dojrzałych kobiet można zacząć od niedokończonych zdań, aby wyzwalać kreatywność. Wtedy jest kapitalnie. Odnosząc się do doświadczeń z klubu, np. na zajęciach gdy kończyliśmy „zwiedzanie” Indii. Rozdałam mandale, kredki i 14 osób malowało. A każda inaczej. I to jest cudowne! Zachwyca mnie różnorodność, to, że każda z nas inaczej gotuje, każda z nas inaczej szykuje święta, każda z nas inaczej przeżywa trudności. Ważne więc, aby kreatywność wyzwalać z poczuciem: „Mogę myśleć inaczej”. Nie podawajmy gotowych rozwiązań, a stwórzmy przestrzeń do zadawania pytań. Odkryłam to w metodzie „ciekawskiego dziecka”, którą potem nazwaliśmy „metodą ciekawych pytań” (bo w pracy ze starszymi nazewnictwo sugerujące „dziecko” może nie pasować). Niemniej widzę wartość w tym, by nauczyć się stawiania pytań, rozbudzenia ciekawości. W Polsce jest z tym ciężko. Od niedawna prowadzę warsztaty, gdzie zaczynamy od przestawienia się i zwracam się do audytorium: „A co byście państwo chcieli o mnie wiedzieć?”. I jest cisza. A ja przetrzymuję i mówię: „Macie prawo do 5 pytań”. I powoli prowokuję reakcję. W klubie, przy „zwiedzaniu” Japonii, też to zastosowałam. I na bazie tej metody można obserwować, jak wzrasta w nas ciekawość. I sądzę w konsekwencji, że kreatywność wyzwala się wtedy, kiedy mam poczucie bezpieczeństwa i pewność, że mogę po swojemu szukać odpowiedzi.
Flexi.pl: Wśród zainteresowań dr. Zofii Zaorskiej jest czytanie książek biograficznych. Dlaczego warto sięgać po biografie i wspomnienia? Która postać szczególnie jest Pani bliska? A może warto też pisać własną?
Dr Zofia Zaorska: Lubię czytać biografie, opowieści o ludzkich losach i o przezwyciężonych trudnościach. Dopiero z takiej perspektywy widzę, jak mi wygodnie. Myślę, że można przy pomocy biografii uczyć też pokonywania trudności. To jedna strona mojego zainteresowania, a czytam biografie także z podziwu dla jej bohatera, teraz czytam o Agnieszce Holland. Myślę sobie, jak ta kobieta mogła tyle rzeczy zrobić?
Już napisałam swoją biografię. Po prostu usiadłam i napisałam trzy rozdziały. Zaczęłam od ludzi, których pamiętam i, których cenię. Zebrała się z tego największa część. To opowieść o ludziach, których spotkałam po drodze. A to, że taka jestem, jaka jestem, zależało też od szczęścia do ludzi i od tego, że mogłam ich spotkać. To ukłon wobec tych, których poznałam. Zresztą, są takie książki poświęcone ludziom. Ksiądz Adam Boniecki napisał taką książkę i uświadomiłam sobie, jak wiele zależy od ludzi i że jestem im wdzięczna za to, co mi ofiarowali. Ale to moje szczęście do ludzi wynikało także z mojej otwartości na nich i fascynacji drugim człowiekiem. W tym kontekście kiedyś zrobiłam zajęcia z babciami na temat autorytetów i ku mojemu zdumieniu okazało się, że wskazanie, kto jest autorytetem, może być bardzo trudne. Nim słuchaczki odpowiedziały, trochę to trwało. I padły odpowiedzi: „moja szefowa w pracy”, „mój brat”. Ale byłam zdumiona, bo akurat mogę powiedzieć na temat wielu ludzi, których spotkałam, a to, powtórzę, moje życiowe szczęście.
Drugą część autobiografii jest poświęcona mojej drodze kształcenia, czyli opowiada o tym, czego się uczyłam w różnych okresach. Ukończyłam geografię, przez pół roku uczyłam w szkole (nauczycielka poszła na urlop macierzyński i w związku z tym mnie wezwali). Zajęcia prowadziłam w ogromnej placówce. Miałam 13 klas, a byłam na 5 roku studiów. Okazało się, że to było dla mnie za trudne, ale nabrałam szacunku do nauczycieli, że to wytrzymują. W tej roli najbardziej ciążyło mi ocenianie. Mogłam przeprowadzić ciekawą lekcję, to lubiłam. Bardzo się cieszyłam, gdy dzieci były zadowolone. Ale ta presja wystawiania ocen, ich ilość, była dla mnie zbyt duża.
W swoim życiu jednak uczyłam się różnych rzeczy, byłam otwarta na doszkalanie, kursy, naukę. W tym roku byłam np. na warsztatach na temat wielokulturowości i marzę o tym, żeby takie zrobić, bo są potrzebne. W tej drugiej części biografii opisałam zatem swoje rozmaite drogi kształcenia.
A trzecia część dotyczy inicjatyw, które udało mi się zrealizować. To, co daje mi tę satysfakcję, to fakt, że inni działają i kontynuują moją misję. Uniwersytet Trzeciego Wieku nadal się rozwija pod kierunkiem kolejnego kierownika. A trzon jego działalności stanowią moje pomysły sprzed lat. KLANZA też funkcjonuje. Oczywiście, nieco inaczej. Jednak wciąż dostaję dowody na to, że moje propozycje są nadal przydatne. Dostałam niedawno informację od koleżanki, pracującej z seniorami o balu, który nagrano. I podczas tej imprezy towarzyszyły im tańce, które niegdyś nauczyłam animatorów. Oni to jeszcze pamiętają. Podobnie jest ze Szkołą SuperBabci (mimo pewnych trudności). Można powiedzieć, że spełniła swoją funkcję. To najkrótszy rozdział w mojej biografii, ale nie chcę o tym zapomnieć, dlatego starałam się opisać główne wydarzenia przede wszystkim dla własnej satysfakcji.
Flexi.pl: We Flexi.pl mówimy: „Najlepsze przed Tobą”. A podobno marzenia się realizuje. Które jeszcze przed Panią? A które zostały spełnione i dziś można się nimi pochwalić?
Dr Zofia Zaorska: Bardzo bym chciała zrobić warsztaty o wielokulturowości, empatii, rozwiązywaniu konfliktów, ponieważ wydaje mi się, że nam to teraz jest bardzo potrzebne. Będąc uczestnikiem warsztatów, czułam jakby olśnienie, że nigdy o pewnych elementach nie myślałam. Zrobię to najpewniej we współpracy z kimś, bo obawiam się, że już sama nie dam rady. Pamięć jednak nie jest już taka sama i wsparcie się przyda.
W tym roku zrobiłam też rzecz, która dała mi dużo satysfakcji. W związku z wojną w Ukrainie chciałam uczynić coś dla dzieci. Namówiłam studentów z Ukrainy, żeby przygotowali ze mną zajęcia na temat „Jak się uczyć”. Najpierw zorganizowałam dla nich 15 godzin warsztatów, a potem oni prowadzili, 4 razy po 3 godziny, zajęcia z dziećmi. Robili je parami przez cały miesiąc, realizując je wg mojego pomysłu. To dało mi dużą frajdę, że dzieciom z Ukrainy okazaliśmy wsparcie. Chciałabym nigdy nie być obojętna na to, co dzieje wokół.
Mogę podsumować, że stworzyłam w swoim komputerze plik pod tytułem: „Otwarta na zmianę” i pomyślałam sobie, że będę się pilnować i sprawdzać, czy naprawdę jestem otwarta na zmiany, czy już przypadkiem nie grzęznę w powtarzalności i codzienności. Zachęcam i życzę wszystkim kobietom, aby nie bały się ujawniać swojego zdania. I aby były otwarte na zmianę. A czeka nas ich bardzo dużo i mam świadomość, że nie da rady ich ominąć.
Dziękujemy za rozmowę.
Wywiad zrealizowany przez Flexi.pl – portal pracy i aktywności dla osób 50, 60, 70 i więcej plus
we współpracy z Serwisem Kobieta50plus.pl
*„Misją serwisu społecznościowego kobieta50plus.pl jest przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na wiek i płeć, przeciwstawienie się wykluczeniu społecznemu, odkłamanie stereotypów przypisanych dojrzałym kobietom, zmiana wizerunku kobiety przed i po pięćdziesiątce, propagowanie aktywnego stylu życia. Pokazujemy piękno i uroki życia przed i po pięćdziesiątce, nowe szanse pojawiające się wraz z dojrzałością. Aktywny styl życia jest w zasięgu ręki każdej dojrzałej kobiety. W naszym serwisie społecznościowym kobiety same tworzą najważniejsze dla siebie tematy i zagadnienia, wymieniają się doświadczeniem, zadają nurtujące je pytania, realizują się zawodowo i twórczo, spełniają swoje marzenia”.
Rozmowę z ramienia Flexi.pl przeprowadziła Beata Ryba, marketing director.
Sprawdź też inne wywiady z cyklu „Kobiecość jest Flexi”!