Sardynia. Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
O początkach strony internetowej „Dobre Praktyki”, która zaowocowała powstaniem portalu. O galeriach fotograficznych i wspomnieniach z podróży, które stały się inspiracją do tworzenia bloga Qba13, mówiącego o „świecie, w którym wypadło mi żyć”. O dzieciństwie (i nie tylko) w czasach wojny, która „była jakąś normalnością”. O ciągłej nauce (życia) i przystosowaniu się do zmiennej rzeczywistości. O reportażu jako najbliższej Krystynie Bukowczyk formie opisywania i uwieczniania życia. A także o inspiracji, którą można czerpać z obserwowania ludzi. O studiach, które poprzedzone były rozważaniami: „akademia czy architektura”? O pracy w szkole, która nie wiązała się z powołaniem, ale była początkiem pozytywnych zmian w życiu zawodowym, w którym „przypadek odgrywał istotną rolę”. O komputerze i Internecie, jako „oknach na świat”, które dają nowe możliwości. I w końcu o pozyskiwaniu stałych czytelniczek i czytelników bloga, oraz planach na przyszłość! Zobacz, dlaczego w pewnym momencie „została tylko garść fotografii…”? I co z nimi zrobić? Czy wileńskie Zarzecze to świat, w którym Krystyna Bukowczyk mogłaby żyć? Co kryje się za stwierdzeniem: „nie chodziło o sukcesy, ale o ruch, kontakt z ludźmi”? Dlaczego „studia na Politechnice to nie był wybór, ale krok desperacki”? Co wpłynęło na to, że „ta niedaleka droga do Warszawy jakby się mocno wydłużyła…”? I jak można to zmienić?
Przeczytaj wywiad i poznaj niesamowitą historię życia Krystyny Bukowczyk, twórczyni bloga Qba13.pl – „Opowieści z przeszłości”! Dowiedz się więcej o opowieściach z PRL-u czy podróżowaniu za Żelazną Kurtynę. O domu na Zwierzyńcu, gdzie „rosły krzaki malin, porzeczek, agrestów i różowe róże, pomarańczowe nasturcje, liliowe michałki…” O miłości do Wilna i Zarzecza! I wreszcie o spełnianiu marzeń!
Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
Flexi.pl: Przedstawiając siebie oraz opisując rodzaj twórczości na blogu, Krystyna Bukowczyk konstatuje: „Znajdziesz w nim opowieści o czasach które minęły, wspominam ludzi których już nie ma, o wielkich wydarzeniach, które przemknęły obok mnie, o chwilach dobrych w czasach złych, o Warszawie z bliskich i dawnych już lat, ilustrowane archiwalnymi zdjęciami… a też foto-notatki z moich różnych podróży…” Czy mimo takiej formy autoprezentacji blogowanie jest formą rozliczenia z przeszłością czy stabilnym i świadomym krokiem ku przyszłości?
Krystyna Bukowczyk: Moja przyjaciółka Krysia Karwicka-Rychlewicz, dziennikarka i społecznica, osoba pełna inwencji, która stworzyła stronę internetową „Dobre Praktyki” poświęconą pomaganiu osobom niepełnosprawnym, zaproponowała mi współpracę. Krysia pełniła rolę redaktora naczelnego, wyszukiwała autorki piszące o problemach i sukcesach osób niepełnosprawnych, pisała o książkach i filmach. Ja zajmowałam się stroną graficzną i przygotowywałam galerie fotograficzne z moich podróży. Stroną informatyczną zajmował się Pan Krzysio. Zaproponowałam zmianę tytułu i kształtu. Strona otrzymała formę gazetową – czteroszpaltową. Nazwałam ją „Portal Mini” z mottem „Portal kulturalno-społeczny. Bez polityki i z uśmiechem”, pozyskałam osoby piszące na tematy kulturalne. Portal był prowadzony pro bono i nowy numer pojawiał się co dwa miesiące.
Niestety w 2016 roku, w lutym, zmarła Krysia, a w sierpniu tego samego roku, zmarł Pan Krzysio i tak Portal przestał istnieć. Zrobiło mi się smutno, że i ja przestałam istnieć w sieci i moje fotogalerie. Zaczęłam myśleć o blogu, zastanawiałam się, jaką tematykę wybrać. Ostatecznie tematykę zasugerował mój brat. Powiedział: „Pisz tyle, ile pamiętasz, bo kto teraz wie, jak to było?”. I tak blog mój ma być nie o mnie, ale o świecie, w którym wypadło mi żyć. Staram się przypominać minione czasy, tak inne od tych, w których teraz żyjemy. Czasy niemal bez telefonów, czasy pustych półek sklepowych, czasy kartek i kolejek, paszportów zamkniętych w urzędzie paszportowym… Zawsze starałam się uczestniczyć w różnych inicjatywach czy wydarzeniach. Latałam na manifestacje, zakładałam w szkole koło Solidarności, prowadziłam z własnej inicjatywy rozmaite zajęcia pozalekcyjne. Ciągle się czegoś uczyłam. Zawsze lubiłam obserwować ludzi. Zatem tematów do pisania miałam i nadal mam sporo. Poza tym lubiłam i lubię opowiadać rozmaite historie!
Staram się, żeby moje blogowe opowieści miały walory historyczne. Zawsze w pisaniu i fotografowaniu najbliższą mi formą był i jest reportaż. A tak zastanawiając się nad moją przeszłością, pamięcią sięgam do PRL-u, a w szarzyźnie tamtego życia odnajduję w minionych czasach dużo piękna.
Flexi.pl: Blog Qba13 to trochę podróż przez życie. Ale pasję do podróżowania odkryła Pani na emeryturze, zwiedzając świat i zaczynając od wycieczki do Odessy. Odwiedziła Pani Liban, Indie, Uzbekistan i wiele innych krajów. Kolekcjonując wspomnienia, widoki, smaki i poznając ludzi, doświadczamy więcej i pełniej?
Krystyna Bukowczyk: Zawsze mnie ciągnęły podróże, ale nie zawsze było to możliwe. W czasach PRL-u podróżowałam dużo po Polsce. Podróże zagraniczne były mocno utrudnione ze względu na: paszporty, niewymienność złotówki, limitowane przydziały walut, przeraźliwe ceny dolara… A do tego mój mąż wolał łowić ryby na Mazurach. Z trudem udawało mi się przeforsować wyjazd do Bułgarii, Czechosłowacji czy na Węgry. O wyjazdach na Zachód nawet nie chciał myśleć. Mówił, że on chce mieszkać w Polsce, a jak zobaczy, jak się żyje na Zachodzie, to będzie mu w Polsce jeszcze gorzej… W końcu udało mi się podstępem zorganizować pierwszy wyjazd za Żelazną Kurtynę do przyjaciół, do Monachium.
Na dworcu w Kiemie, Rosja. Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
Kiedy rozstaliśmy się z mężem, porzuciłam pracę w szkole, zaczęłam zarabiać więcej pieniędzy, mogłam podróżować, niekoniecznie w wakacje. Rozwinęła się mocno branża turystyczna, powstały inne możliwości. Mogłam zacząć spełniać swoje marzenia. Spotykałam podróżniczki, które chętnie mi towarzyszyły. Podróż z osobą zaprzyjaźnioną to większe bezpieczeństwo i co jeszcze ważniejsze, możliwość dzielenia się z kimś swoimi przeżyciami.
Niestety na początku tych moich samodzielnych podróży nie robiłam zdjęć, ale tego się już nie odwróci. Kiedy podróżowałam z mężem, to zwykle on robił zdjęcia i jakoś nie mogłam się zdecydować, aby wziąć aparat do ręki. Podróże… poznawanie innych kultur, innych ludzi, innych obyczajów, oglądanie innych krajobrazów, innych miast to dla mnie zawsze było coś wspaniałego. To poszerza horyzonty, polepsza samopoczucie. Pozostają kolorowe wspomnienia, które mogą rozjaśnić jakieś szare dni. Pozostają zdjęcia, do których można zajrzeć, pozostają bibeloty, pamiątki z podróży… Pozostają opowieści dla przyjaciół… Jest jeszcze tyle miejsc, w których nie byłam i niestety nie uda mi się w nich być.
Norwegia. Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
Flexi.pl: Podobno z wiekiem postrzeganie czasu się zmienia. A czas nie płynie zawsze tak samo, bo jego percepcja jest inna. W swojej twórczości wraca Pani do korzeni, które związane są z Litwą. Co daje Pani poczucie bycia „Zarzeczanką”?
Krystyna Bukowczyk: Wilno to piękne miasto. Miasto na wzgórzach pełnych zieleni, zimą pogrążone w śniegu. Zarzecze znałam z opowieści babci, wiedziałam, że mieszkaliśmy tam, kiedy się urodziłam. Miałam trzy lata, gdy przeprowadziliśmy się na Zwierzyniec – wtedy przedmieście Wilna. Zamieszkaliśmy na ulicy Jasnej w domu z malowniczym ogrodem. Rosły tu krzaki malin, porzeczek, agrestów i różowe róże, pomarańczowe nasturcje, liliowe michałki… Dom i płot od ulicy oplatało dzikie wino… Ulicą Jasną nie jeździły samochody. Na ulicy grało się w klasy, spotykało koleżanki. Tu upłynęło moje dzieciństwo, pogodne i beztroskie, mimo toczącej się wokół wojny. O wojnie wiedziałam wszystko z rozmów starszych, bywały chwile strachu, grozy, ale dla dzieci ta wojna była jakąś normalnością – innego świata nie znały.
Nigdy już nie zamieszkałam w tak pięknym mieście i wśród tylu przyjaznych ludzi. Tata miał wielu przyjaciół, którzy odwiedzali nasz dom, ja miałam koleżanki z sąsiedztwa, zaprzyjaźnione dzieci przyjaciół moich rodziców… Wszystko to znikło na zawsze. Wszyscy gdzieś się rozproszyli, rozjechali w nieznanych kierunkach, nie pozostawiając adresów. Została tylko garść fotografii…
Zarzecze po wojnie było dzielnicą ludzi ubogich, dzielnicą zaniedbaną, cieszącą się złą sławą. W roku 1997 Zarzecze stało się osobnym „państwem”, autonomiczną republiką z własnym prezydentem i własną Konstytucją. Pojechałam do Wilna w 2001 roku, aby obejrzeć Zarzecze. Zachwyciło mnie fantazją, kolorowymi muralami, cudowną Konstytucją. Obecnie Zarzecze jest dzielnicą artystów, porównywaną do paryskiego Montmartre’u. To jest świat, w którym mogłabym żyć!
Flexi.pl: Jak Pani postrzega stwierdzenia i nagłówki w publikacjach, typu: „Ma 78 lat i biega”; „Ma 70 lat i zdobyła szczyt”, „W wieku 80 lat przebiegła…”. Wiek nie powinien być wyznacznikiem aktywności, a jednak opinię publiczną wciąż zdumiewa, że w wieku #Flexi można być Flexi. A zatem gotowym na nowości i otwartym na doznania. Co pozwala zachować witalność: gimnastyka umysłu czy gimnastyka ciała?
Krystyna Bukowczyk: Na pytanie: „Co pozwala zachować witalność: gimnastyka umysłu czy gimnastyka ciała”, moja odpowiedź jest zawsze taka sama: jedno i drugie!
Mój ojciec przed wojną zajmował się amatorsko sportem. Jeździł figurowo na łyżwach, na nartach, pływał, był wioślarzem, trenował gimnastykę przyrządową, zapasy. Po wojnie jego aktywność sportowa zmniejszyła się, ale do bardzo późnych lat chodził na długie spacery i ćwiczył w domu niemal codziennie. Mnie pewnie po tacie pozostało sportowe zacięcie. Zmieniałam dyscypliny sportowe: gimnastyka przyrządowa, gimnastyka akrobatyczna, narty, joga, Tai-Chi, kung-fu, aerobik, siłownia, Chi Kung. Nie chodziło o sukcesy, ale o ruch, kontakt z ludźmi. Teraz, od czasu pandemii, ćwiczę z instruktorem internetowym.
Ciągle się czegoś uczę. Prowadzenie tego bloga też wymaga ciągłej nauki. Wszystko się gwałtownie rozwija. Rozwija się program, w którym prowadzę bloga, rozwijają się social media… Nie mogę pojąć ludzi, często o wiele ode mnie młodszych, którzy czas spędzają wtopieni w kanapę i oglądają telewizyjne seriale, i uwielbiają rozmowy o chorobach. Argumenty: „jestem już za stara”, „…w moim wieku?” wypowiadane głośno, a czasem tylko w myśli, mnie nie dotyczą. Mózg też trzeba trenować, jak mięśnie. Oklapłość na kanapie powoduje zwiotczenie mięśni i… zwiotczenie mózgu. Niestety w naszym społeczeństwie dojrzałe osoby często zakładają z góry (bez względu na stan zdrowia), że coś już jest nie dla nich, że na pewno i tak się tego nie nauczą, że to już jest za późno, boją się podejmować czegoś nowego, nieznanego. A jeszcze ta myśl: „Co inni powiedzą? Czy nie będę śmieszna, jak mi się nie uda?”.
Flexi.pl: „Opowiastki Szare i Kolorowe” są zapisem wspomnień. A pisanie (nawet jeśli trochę z przypadku można zostać dziennikarką) zawsze było obecne w Pani życiu? To, co zapisane, tak nie umyka?
Krystyna Bukowczyk: Jedyną przeszkodą w moim pisaniu była (i jest) ortografia. Przestałam pisać listy z kolonii, jak cała rodzina naśmiewała się ze mnie, kiedy napisałam „już” z dwoma błędami ortograficznymi. W czasach gimnazjalnych pisałam dla siebie pamiętnik, a na wyjazdach wakacyjnych notatki z podróży.
Po wydarzeniach marcowych w 1968 roku mój mąż został aresztowany i na cztery miesiące znalazł się w więzieniu. Magda Czaputowicz, zastępczyni redaktora naczelnego w redakcji „Nasz Klub” (miesięcznik kulturalny dla wsi), w której mąż niedawno zaczął pracować, zaproponowała, że jeżeli uda mi się dostarczać przez ten czas materiały, tak żeby nie była widoczna jego nieobecność w czasopiśmie, to postara się tę nieobecność ukryć. No to spróbowałam (więcej informacji o Magdzie Czaputowicz znajduje się na blogu Krystyny Bukowczyk: q13.pl we wpisach: Jak niespodziewanie zostałam dziennikarką, 4 miesiące oczekiwania na powrót, „Nasz Klub” – czasopismo zapomniane, Fotografowanie przed laty i inne wspomnienia z tym związane). Z rzeczy widocznych miały być cztery okładki i cztery odcinki poradnika fotograficznego. Trzy okładki miałam, bo kiedyś narysował na zapas. Czwartą dorysowałam w podobnym stylu. Wynalazłam dobrą książkę o fotografii (tłumaczenie z angielskiego) i w oparciu o ten podręcznik pisałam odcinki poradnika. Mąż bardzo się ucieszył, że nie musiał tego pisania kontynuować, zaczęłam więc rozszerzać tematykę poradnikową, pisać wywiady, reportaże z imprez kulturalnych… Bardzo mnie to pasjonowało. Stan wojenny przerwał moje pisarstwo. Do pisania wróciłam w okresie działania stworzonej przeze mnie Agencji Reklamowej. No a teraz po prostu piszę bloga!
Opowiastk na Legimi. Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
Flexi.pl: Prowadzenie agencji reklamowej, oficyny wydawniczej dało upust kreatywnym instynktom, które zawsze Pani towarzyszyły? Marząc o Akademii Sztuk Pięknych, ukończyła Pani studia na politechnice. Logika czy artyzm – co w zawodowym życiu okazało się bliższe Pani sercu?
Krystyna Bukowczyk: Studia na Politechnice to nie był wybór, ale krok desperacki. Po przyjeździe z Wilna tata znalazł pracę w Łodzi. Ja zaczęłam tam chodzić do czwartej klasy szkoły podstawowej. Potem przez trzy lata do szkoły handlowej. Tatę służbowo przeniesiono do Warszawy. Trzy lata czekał na mieszkanie. W końcu się przenieśliśmy. Ja znalazłam się w tak zwanym „ogólniaku”. Nie miałam pomysłu, jakie wybrać studia. Humanistyczne wyeliminowałam z powodu fatalnej ortografii (wtedy nikt nie miał pojęcia o dysleksji). Moi rodzice nie kwestionowali moich wyborów szkół, ale też nie było rozmów, które pomogłyby mi podjąć rozsądną decyzję. Gdy mieszkaliśmy razem w Łodzi, tata poświęcał sporo czasu mojej edukacji, ale ten trzyletni czas widywania się tylko w niedziele częściowo zburzył poprzednie relacje.
Rozważałam: „akademia czy architektura”? Ojciec Basi, koleżanki, z którą siedziałam w ławce, był profesorem na Wydziale Architektury. Bywałam u niej dość często i to jej ojciec przekonał mnie do studiów na Wydziale Architektury. Na egzaminie z rysunku była martwa natura. Sztalugi rozstawione tak, żeby nie widziało się, jak rysują inni. Rysowało się węglem na dużym arkuszu pakowego papieru. Skończyłam rysunek, chciałam go oddać i wyjść. Jak się okazało, wykonałam go zbyt szybko. Powiedziano, że egzamin kończy się dopiero za godzinę. Stałam przed rysunkiem, na którym już nic nie mogłam zmienić i wymyślałam, co mogłabym dodać, aby było lepiej…
Na egzaminie z marksizmu namawiano wszystkich do przeniesienia się na Budownictwo Przemysłowe. Mówiono, że to prawie to samo. Na ten Wydział nie było chętnych, a na Architekturę po 4 osoby na jedno miejsce. Poszłam do ojca Basi po radę, powiedział: „Nic ci nie mogę pomóc”, ale nie powiedział: „poczekaj na wyniki i ewentualnie przenieś się potem”. I tak zgnębiona, nie czekając na wyniki na Architekturze, przeniosłam dokumenty, zdałam dodatkowy egzamin z fizyki i znalazłam się na studiach, które mnie w ogóle nie interesowały. Jak się potem okazało, niemal cały mój rok (250 osób) składał się z niedoszłych architektów, tylko że oni ten rysunek naprawdę oblali.
Chodziłam na wykłady, robiłam pracochłonne projekty, zdawałam różne egzaminy, ale to nie był mój świat. Myślałam często o tej Architekturze, ale zaczynać wszystko od nowa, zdawać dodatkowe egzaminy… Po czwartym roku rzuciłam studia bez jakichś dalszych planów. Do absolutorium brakowało mi jednego egzaminu. Wiedziałam, że nie mam zamiaru pracować ani w biurze projektów, ani na budowie. Wkrótce wyszłam za mąż. Zajęłam się sprawami męża.
Przyjaciel taty, znajomy jeszcze z Wilna, kiedy dowiedział się, że porzuciłam prawie już ukończone studia, zapytał spokojnym głosem: „A nie myślałaś o pracy w szkole? Tyle wakacji, a w etacie tylko 18 godzin tygodniowo”. Zrobiłam dyplom i zostałam nauczycielką przedmiotów zawodowych. Praca w szkole, mimo dobrych wyników i dobrych kontaktów z młodzieżą, nie była moim powołaniem. Wyszukiwałam sobie dodatkowo inne zajęcia.
Z powodu nadszarpniętych strun głosowych przeszłam w szkole na pół etatu. Zajęłam się intensywnie sprawami męża. Kiedy w stanie wojennym skasowano redakcję, mój mąż zaczął robić biżuterię. Najpierw drewnianą, potem srebrną. Srebrna biżuteria wymagała prowadzenia dokumentacji. Ja zajmowałam się tą dokumentacją i dystrybucją wyrobów.
W moim zawodowym życiu przypadek odgrywał istotną rolę. Decyzje podejmowałam szybko. Kiedy rozstałam się z mężem, a w szkole powiedziano, że nie mogą przywrócić mi etatu, bez żalu porzuciłam szkolnictwo i rozpoczęłam pracę w maleńkiej pralni w ciemnej „suterenie”. To jedna z przyjaciółek mnie w tej pralni poleciła. Rok później znajoma powiedziała mi, że jej przyjaciółka poszukuje zaufanej osoby do pracy w prowadzonej przez nią galerii. Galeria była w centrum Warszawy, wkoło piękne przedmioty, elegancka klientela. Przeniosłam się bez zastanowienia. Następną pracę zaproponował mi mój brat – w dziale reklamy Domu Handlowego Nauki. Niedługo później zostałam kierownikiem działu. To była moja najwspanialsza praca! Organizacja wystaw krajowych i zagranicznych, współpraca z fotografami, plastykami, przygotowywanie informatorów, druków informacyjnych o sprzedawanym sprzęcie… Tu nauczyłam się obsługi komputera. Niestety po pięciu latach nastąpiła zmiana dyrektora firmy. Nowy dyrektor był z Poznania i tam przeniósł dział reklamy. W tej sytuacji zarejestrowałam jednoosobową działalność gospodarczą – Agencję Reklamową „KUBA”. Zaczęłam samodzielnie douczać się programów graficznych. W każdej pracy starałam się wynaleźć coś interesującego.
Po latach stwierdziłam, że politechniczne studia wprawdzie nie zrobiły ze mnie inżyniera, ale może dzięki nim łatwiej mi przychodziło adoptować się do zmieniającej się rzeczywistości.
Na malinach. Źródło: Archiwum prywatne Krystyny Bukowczyk.
Flexi.pl: Komputer odmienił Pani zawodowe życie. Cytując: „Najwspanialszą rzeczą w moim zawodowym życiu okazało się spotkanie z komputerem…” Dziś też jest Pani za pan brat z nowinkami technologicznymi, pozostając aktywną również w świecie social mediów. Jest tam wartościowe miejsce dla ludzi z Pokolenia Flexi? Jak scharakteryzować Odbiorców i społeczność skupioną wokół Pani kanałów?
Krystyna Bukowczyk: Nie bardzo wiem, ilu jest tych odbiorców. Niewiele zrobiłam, żeby poszerzyć ich grono. Informacje o blogu rozesłałam do wszystkich znajomych. Jak się okazało, że czytają go, i że, jak kiedyś z jakichś powodów przerwałam pisanie bloga, to dostałam parę maili z zapytaniem, czy nie jestem chora. Założyłam konto na Facebooku i wynalazłam dość interesującą grupę „Aktywni 60+” – tam umieszczam informacje o kolejnych wpisach. I tam zyskałam swoje grono stałych czytelniczek i czytelników. Wiem, że te moje opowiastki podobają się ludziom, którzy pamiętają czasy PRL-u. Czasem do mnie piszą, przypominają się im własne wspomnienia. Czytają też osoby młode, które przypadkiem się o blogu dowiedziały i dla nich są to opowieści lekko historyczne. Obecnie opowiastek jest ponad sto pięćdziesiąt. Żeby to moje pisarstwo nie zniknęło, kiedy z jakichś powodów przestanę pielęgnować bloga lub opłacać hosting i domenę, z części przygotowałam dwie książki.
Znani mi ludzie z Pokolenia Flexi ci, którzy odważyli się zbliżyć do komputera, już w większości nie wyobrażają sobie życia bez Internetu. Stał się oknem na świat, możliwością nowych kontaktów, możliwością zaprezentowania swoich zainteresowań, talentów, szybkiego sposobu zdobycia dowolnych informacji, załatwienia wielu spraw, zrobienia zakupów bez wychodzenia z domu, zwłaszcza w razie choroby. Szczególnie to ważne stało się w czasach pandemii…
Niestety moja niemal najbliższa przyjaciółka, mimo iż chętnie ogląda „coś” w komputerze, jak jej pokazuję, to z niewyjaśnionych dla mnie powodów po prostu postanowiła kiedyś, że komputer nie jest dla niej i tego kurczowo się trzyma.
Wiek nie określa młodości. Całkiem młode, tyle że najdawniej urodzone moje czytelniczki, o których wiem, to Joanna (94 l.) – historyk sztuki i Wiera (96 l.) – sędzia. Jest też szalona instagramerka, którą obserwuję Polka (96 l.) mieszkająca w Anglii.
Flexi.pl: Podobno „Dzień, w którym miało się wiele przeżyć, jest dłuższy od dnia, w którym nic się nie zmieniło”. Jakie zmiany są na Pani horyzoncie?
Krystyna Bukowczyk: Niestety przez tę pandemię tak się porobiło, że wiele z tego, o czym marzyłam, że jeszcze zrobię, jakoś się oddaliło. Przez tyle czasu nie było po co jeździć do Warszawy, wszystko było zamknięte i teraz ta niedaleka droga do Warszawy jakby się mocno wydłużyła. Oddaliły się kina i wernisaże. Przestały mi się marzyć dalekie podróże. Mam nadzieję, że to się odmieni. Na razie byłam na wystawie Witkacego w Muzeum Narodowym i Łempickiej w Lublinie.
Będę dalej pisała bloga, a więc wymyślanie nowych odcinków, przygotowywanie ilustracji, grafiki pochłania czas. Chciałabym przygotować parę książeczek: kolejne dwa tomiki moich opowieści, album rysunków satyrycznych mojego męża i album projektów kostiumów mojej siostry (Irena Biegańska, kostiumolog, projektowała ogromną liczbę kostiumów do spektakli teatralnych i filmów). Chcę także przygotować ebooki w formacie epub z książek Barta Kenozzy wydanych w mojej Oficynie Wydawniczej. Są to, napisane pod pseudonimem, powieści sensacyjne z filozoficzną i naukową wkładką. Muszę douczyć się programu do robienia tych epubów, bo ebooki w formacie epub mają większe szanse w księgarniach internetowych. Bardzo bym chciała te moje wydawnictwa zaprezentować szerszej publiczności, ale działając samej, bez jakiegoś wsparcia jest to dla mnie trudne.
Może po raz kolejny uśmiechnie się do mnie los…?
Flexi.pl: I tego Pani życzymy! Trzymamy mocno kciuki za dalszy rozwój!
Dziękujemy za rozmowę!
Wywiad zrealizowany przez Flexi.pl – portal pracy i aktywności dla osób 50, 60, 70 i więcej plus
we współpracy z Serwisem Kobieta50plus.pl
„Misją serwisu społecznościowego kobieta50plus.pl jest przeciwdziałanie dyskryminacji ze względu na wiek i płeć, przeciwstawienie się wykluczeniu społecznemu, odkłamanie stereotypów przypisanych dojrzałym kobietom, zmiana wizerunku kobiety przed i po pięćdziesiątce, propagowanie aktywnego stylu życia. Pokazujemy piękno i uroki życia przed i po pięćdziesiątce, nowe szanse pojawiające się wraz z dojrzałością. Aktywny styl życia jest w zasięgu ręki każdej dojrzałej kobiety. W naszym serwisie społecznościowym kobiety same tworzą najważniejsze dla siebie tematy i zagadnienia, wymieniają się doświadczeniem, zadają nurtujące je pytania, realizują się zawodowo i twórczo, spełniają swoje marzenia”.
Imiona i nazwiska wymienionych w wywiadzie postaci pojawiają się na prośbę Rozmówczyni – Krystyny Bukowczyk.
Rozmowę z ramienia Flexi.pl przeprowadziła Beata Ryba, marketing director.
Sprawdź też inne wywiady z cyklu „Kobiecość jest Flexi”!